2015-09-14

Polityka u podstaw

"Nikt nam nie będzie narzucał przyjmowania imigrantów, bo to nie jest żadne rozwiązanie. Problem trzeba rozwiązać u źródła" - powiadają niektórzy politycy, na przykład prezydent RP. Zawsze ceniłem pozytywistyczny postulat pracy u podstaw. Ale wypowiadanie takich mądrości w sytuacji, gdy każdego dnia do granic UE docierają dziesiątki tysięcy uchodźców należałoby uznać za kolejną ilustrację narodowego porzekadła: "mądry Polak po szkodzie". Należałoby, gdyby przyjąć, że sprawa w ogóle nas dotyczy. A zdaje się, że mędrcy, którzy taką pseudopozytywistyczną retoryką się posługują, do odpowiedzialności za szkodę się nie poczuwają.

Precz z kolonializmem


Polacy w Iraku. Działanie u źródła? by MON /Wikimedia Commons 
Skoro nie my naszkodziliśmy, nie nam ponosić konsekwencje - to myśl przewodnia polskiej argumentacji przeciw przyjmowaniu migrantów. Na czym polega szkoda, której winni są inni? W wielu występuje ona odsłonach. Po pierwsze, kolonializm. Polska nie miała kolonii, Polacy się na nich nie wzbogacili, nie muszą więc przyjmować migrantów z poczucia winy. Argument w swym anachronizmie dość idiotyczny: ci ludzie nie uciekają do Europy przed kolonializmem. Ani w wyniku wojen kolonialnych. To nie są lata pięćdziesiąte ani sześćdziesiąte ubiegłego wieku. Z litości pominę wątek żalu, jaki odczuwają piewcy kolonialnej argumentacji, że Polska nigdy kolonii nie miała (choć chciała, ale jej nie dali!). Chyba, żeby - nie bez racji - uznać za politykę kolonialną działalność Rzeczpospolitej na kresach wschodnich. Co ciekawe, Polska gotowość (deklarowana przynajmniej) do przyjmowania Ukraińców nie bierze się z kolonialnego poczucia winny, tylko ze słowiańsko-chrześcijańskiej solidarności. Bez sensu jest też odwoływanie się do wojen krzyżowych. Chyba, że za taką uznać inwazję Stanów Zjednoczonych na Irak. Tylko, że Polska była częścią zmontowanej wtedy antyirackiej koalicji.

Polacy-katolicy

Po drugie, "multi-kulti". Bo to ponoć wyśmiewana przez nacjonalistyczną prawicę moda na wieloetniczność i wielokulturowość sprawia, że tacy Niemcy czy Francuzi (ale przede wszystkim Niemcy) czują się w obowiązku przyjmowania migrantów. Taki hipstersko-hipisowski kaprys, nic więcej. Bo sobie wbili do łbów, że chcą mieć na ulicach kolorowo. Ich wybór, ale nam niech tej mody nie narzucają, bo ona polska nie jest. Polak lubi jak jest biało, czysto etnicznie, jednonarodowo czyli polsko, i chrześcijańsko. Tak się przyzwyczaił, taka jałtańska spuścizna. Kiedyś naszą tradycję wyrażała Wanda, co nie chciała Niemca, potem polski szlachcic, co bił bisurmanina. Z powodu Unii Europejskiej i pobieranych stamtąd funduszy musieliśmy się czasowo zgodzić na Niemca, ale niech nam Niemiec nie każe wpuszczać jakichś tuchajbejów. Logika zgodna oczywiście ze światopoglądem różnych Semków czy innych Terlikowskich, ale nie z rzeczywistością: Niemcy nie wpuszczają migrantów z powodów estetycznych tylko etycznych, nie z uległości modzie tylko z moralności. Wpuszczają ich, bo tam, skąd migranci przybywają, jest terror, wojna i głód.

My, solidarni

Po trzecie, solidarność. My, Polacy, nikomu nie musimy udowadniać solidarności. Nikt nam naszej solidarności ewaluować nie będzie, bo my jesteśmy solidarności depozytariuszami. Jak Etiopczycy arki Przymierza. Co więcej, jest ona duchowa. Jako kraj na dorobku, biedny, w ruinie - nie możemy jej wyrażać materialnie. Prawdopodobnie nigdy w przewidywalnej perspektywie nie będziemy mogli, bo zawsze będziemy biedniejsi niż Niemcy. Niemcy, jako bogacze, muszą się opodatkować (przede wszystkim na naszą rzecz), my nie musimy. Oburzenie wywołały słowa Junckera, który wypominając Polakom (nie tylko Polakom) brak solidarności, przypomniał solidarność, której sami doznali: 20 milionów liczy Polska emigracja, mówił. Oczom i uszom nie wierzyłem, gdy docierał do mnie bezmózgowiem naznaczony argument, że ci emigranci to krzywda nam wyrządzona przez innych, a tym samym przez innych częściowo choćby wynagrodzona, z czego naturalnie żadne dla nas obowiązki wynikać nie mogą.

Zwalczanie problemu u źródeł

Ale wróćmy do pracy u podstaw. Zweryfikujmy tę ambicję konstruktywnego sprzeciwu. Czekam na moment, w którym spragniony międzynarodowej aktywności prezydent Andrzej Duda przedstawi swą strategię walki z przyczynami kryzysu migracyjnego. Wraz z nowym rządem, bo obecnego najwyraźniej nie uznaje. Działanie u źródła problemu ma sprawić, że ludzie będą woleli w soich krajach zostać, niż z nich wyjeżdżać i że organizowanie migracji nie będzie lukratywnym źródłem dochodu dla przestępców. Jestem przekonany, że taka strategia będzie zawierała przynajmniej następujące zobowiązania:


  1. Polska stanie się orędownikiem zwiększenia wydatków z unijnego budżetu na pomoc dla krajów rozwijających się, również kosztem wydatków na unijną politykę spójności, której jest głównym beneficjentem;
  2. będzie logistycznie i finansowo wspierać kraje rozwijające się z własnego budżetu, w oparciu o umowy dwustronne, tak jak czyni to wiele państw członkowskich UE;
  3. stanie się orędownikiem dalekowzrocznej polityki klimatycznej, bo zmiany klimatu są w dużej mierze odpowiedzialne za brak dostępu do wody pitnej i za susze niszczące uprawy - główne przyczyny większości konfliktów zbrojnych w Afryce;
  4. będzie walczyć z protekcjonizmem Unii Europejskiej w dziedzinie rolnictwa, który czyni rolnictwo krajów rozwiajających się nieopłacalnym, również za cenę ograniczenia unijnych dopłat do polskiego rolnictwa;
  5. będzie wspierać inicjatywy międzynarodowe, które skłonią Stany Zjednoczone do rezygnacji z protekcjonistycznej polityki w sektorze rolnym;
  6. zaangażuje się w wojnę w Syrii i szerzej, w działania przeciw tzw. "państwu islamskiemu" - na polu militarnym i dyplomatycznym, również wykorzystując nasze wyjątkowe relacje z Waszyngtonem (w końcu to amerykańskie działania przeciw państwu islamskiemu, a wcześniej inwazja na Irak z naszym udziałem, są w dużej mierze odpowiedzialne za exodus uchodźców);
  7. stworzy strategię angażowania się zbrojnie, finansowo, logistycznie i politycznie w konflikty międzynarodowe, bo sytuacja w Syrii to nie jedyna przyczyna fali uchodźców, uchodźcy pochodzą też na przykład z Erytrei);
  8. aktywnie włączy się w walkę z zorganizowanymi, przestępczymi siatkami passerów zarabiających fortuny na nielegalnym przerzucie migrantów do Europy;
  9. będzie aktywnie działać w ramach UE na rzecz nowelizacji konwencji dublińskiej i reformy systemu Schengen.
Zamiast 10. punktu, kilka uwag na temat Ukrainy. Rozwiązywanie problemów u źródeł wymaga też bliższej geograficznie perspektywy, tym bardziej, że naszą niechęć do przyjmowania przybywających dziś do UE uchodźców tłumaczymy koniecznością przygotowania się na - nieuchronną ponoć -masową migrację z Ukrainy. Skoro tak, to czy rozpoczęto już budowę infrastruktury niezbędnej do ich przyjęcia? Opracowano plan zatrudnienia poszukujących pracy, edukacji dla dzieci niemówiących po polsku? Za czyje pieniądze będziemy przyjmować "naszych", prawosławnych i unickich migrantów, których wolimy od muzułmańskich: za swoje czy też wystąpimy o pomoc unijną? I wreszcie: co z tymi potencjalnymi Ukraińcami, którzy - choć tak podobno pożądani - zamiast  pozostać w Polsce będą chcieli wyjechać do wyżej rozwiniętych i bogatszych krajów, tak jak wszyscy inni migranci, bez względu na przyczynę migracji?




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatni tekst na blogu. Bo szkoda gadać.

Przez parę lat, ze zmienną częstotliwością, publikowałem na tym blogu swoje uwagi i przemyślenia, traktując go jak rodzaj pamiętnika. Niby ...